Pisane na parapecie
Między liśćmi gałązka akacji. Mała Ewa piszczy, opowiadając coś koleżankom. Chłopcy jak zwykle okupują huśtawkę. Andrzej, ten kandydat na kartografa, rozmawia z kolegami. Kilka starszych dziewcząt chichocze na ławce, posyłając w stronę chłopców uśmiechy.
Wjechał samochód. Wartburg pana K. Brudna woda z kałuży opryskała panią J., ale to nic, pani J., choć w domu przeklina Wartburga i pana K. uśmiecha się.
– Jak tam żona? – Dziękuję, dobrze.
Pan K. wchodzi na schody.
Dziewczęta na ławce chichoczą jeszcze głośniej. Z okna na piątym piętrze wychyla się ufryzowana głowa pani Ewuni. Andrzej (kartograf) puszcza oczko do Ewuni, a ona zasłania firankę posyłając mu słodkie spojrzenie.
Mała Ewa uderzyła Januszka. Chłopczyk płacze i woła głośno: „mamo!”, ale mama jest w pracy i interweniować może tylko pani K. Krzyczy na Ewę, która pokazuje pani K. (niegrzeczna) język.
Jakaś dziewczynka w zielonej sukience huśta się na huśtawce. Ale ta wysoka (pewnie pijana taka ordynarna) kobieta ściąga ją z deseczki, siada i mocnym rozmachem nóg odbija się. Dwaj jej towarzysze śmieją się. Kobieta schodzi z ławki i wraz z mężczyznami biegnie w kierunku X klatki. To chyba siostra pani O. – nic dobrego o nich nie mówią.
Dziewczęta już nie chichoczą.
Na niebie pojawia się mała chmurka. Niespodziewanie dla wszystkich srebrne krople spadają na ziemię.
Chłopcy i dziewczęta biegną do świetlicy. Opuszczona huśtawka kołysze się miarowo w przód – w tył, raz… dwa… raz… dwa…
Pada deszcz. Na ulicy rozkwitają parasole. Pani K. sprząta pościel na balkonie. Pada deszcz.
Siedzę w oknie. Moja szyba jest teraz mokra. Krople torują sobie drogę po jej zakurzonej tafli.
Podwórko ucichło.
Lubię patrzeć na deszcz.
Berta