"Jestem uczennicą IX klasy Liceum Ogólnokształcącego w Warszawie. Malarstwo – to moje hobby od wczesnego dzieciństwa. Poniższe opowiadanie oparte jest na moich wspomnieniach sprzed dwóch lat. Jest to pierwsza tego rodzaju próba literacka, oceńcie obiektywnie, czy to wszystko się jakoś klei? "Robert" to oczywiście pseudonim.
Daleka droga do siebie
Tamtego pierwszego września przyszedłem zapisać się na zajęcia plastyki z lekkim biciem serca. Uczęszczałem na nie wtedy już czwarty rok, ale po raz pierwszy miałem malować i rysować z najstarszą grupą Pałacu Młodzieży. Ze strachem czekałem na chrzest bojowy, czyli pierwszy temat. Jakoś nieswojo czułem się w tej wysokiej sali z rzędami białych kolumn, tonącej w zieleni bluszczu, areukarii, palemek i innych egzotycznych roślin. Nie pierwszy raz siedziałem przy tym zielonym stoliku, na którym leżał biały karton, paleta pokryta barwnymi plamami farb, pędzle... a jednak? Chyba na ten dziwny nastrój wpływało towarzystwo: każdy z moich kolegów miał na swoim koncie kilka nagród zdobytych na konkursach i wystawach malarskich, każdy miał wyrobiony styl, ulubioną gamę barw. Temat, zadany przez moją profesorkę (jednego ze znanych plastyków polskich) był prosty: martwa natura. Na tle granatowej draperii pokrytej mnóstwem fiołkowych cieni i półcieni stał słoik po czerwonej farbie, obok leżała dynia w odcieniu ostrej żółci. Pociągnięcia mojego pędzla były niepewne. Ocena instruktorki także jednoznaczna: proporcje błędne, barwy też nie te. Ogólnie zbyt realistyczne.
Wracam do domu ze spuszczoną głową... Nie miałem ochoty chodzić na następne zajęcia. Po prostu bałem się kolejnej porażki. Jednak mimo wszystko byłem na każdym z nich. Podpatrywałem swoich kolegów. Dlatego też moje prace były jak gdyby składanką akwarel, rysunków czy grafik Jurka, Wicka, Andrzeja, Ani, Ryśka... Instruktorka twierdziła, że jest już lepiej. Ja jednak wiedziałem, że muszę wrócić do swego stylu: odnaleźć z powrotem siebie.
Chodziliśmy często na wystawy do Zachęty, Muzeum Narodowego (Jan Cybis), Klubu Przyjaciół Sztuki itp. Słuchałem ocen i wypowiedzi moich nagradzanych przyjaciół, sam się nie odzywałem w ogóle. Nauczyłem się cenić malarstwo nowoczesne, odróżniać kicze od prac rzeczywiście dobrych. Moje, z początku niezdarne i mętne grafiki i monotypie powoli ale z trudem i opornie, nabierały odrębności, czystości linii, dobrych, ciekawych kontrastów. Coraz częściej słyszałem pochwały instruktorki.
A jednak, gdy otrzymałem na koniec roku teczkę z rysunkami, nie byłem z siebie zadowolony. Widać było olbrzymi postęp w przestawieniu się z naiwnego rysunku dziecka na pracę bardziej dorosłą i świadomą, ale to jeszcze nie było to. W tym roku już. nie tylko słucham, ale i sam zabieram głos – z moim zdaniem zaczętosię liczyć, ale to także jeszcze nie było to. Nie czuję strachu przed wejściem do Ogrodu Zimowego, gdzie mieści się nasza pracownia malarska. Teraz są inni nowi, którzy się boją i nie umieją. Ja już do nich nie należę. Projekt mojej pocztówki poszedł do Organizacji Kulturalnej przy ONZ, a jedna z większych prac na Festiwal Malarski w Algierii. Mimo tego wiem, że wciąż muszę dążyć do czegoś lepszego, bardziej charakterystycznego właśnie dla mnie. Po tych dwóch latach dowiedziałem się również, że naśladowaniem do niczego nie dojdę i że droga do znalezienia własnego ja jest długa i często usiana ostrymi cierniami. Daleka droga do siebie...
Robert
(komentarz redakcji)
Proponujemy temat hobby. Mamy nadzieję, że i inni kandydaci na Autorów zechcą na pisać o swoim hobby.