Bajka
Byli Sobie dziadek i babka. Dziadek miał dwadzieścia trzy lata, a babka dwadzieścia dwa. Kończyli właśnie uniwersytet, gdy ich dzieci były już w szkole. Niedługo potem ich wnuki ukończyły przedszkole. Za zasługi dostali od władz brązowy order, a z funduszu do walki z żywiołem – trochę cegły na budowę piętra dla wnuków.
Pewnego ranka dziadek awansował na pradziadka, podciągając za sobą babkę. Odbyły się nowe dekoracje. Ordery dostali: dziadek jako pradziadek, oraz dzieci pradziadka jako dzielne dziadki. Dobudowano drugie piętro, by uniknąć ciasnoty.
Mijał czas. Kiedy dom miał cztery piętra, powołano pra-pra-dziadka do wojska. Pożytku było z niego niewiele, bo co chwila wzywany był do Warszawy po order. Mniej więcej w tym czasie dobudowano oficynę i piąte piętro.
Przy ósmej kondygnacji władze okazały pierwsze oznaki spłoszenia. W oficynie założono aptekę, a dekoracje zawieszono aż do odwołania. Kiedy to nie pomogło, wezwano saperów, którzy dookoła niebezpiecznej rodziny usypali wał ochronny. Przy dziewiątym piętrze zaczęto odbierać ordery i niektóre pokolenia piętnować. Najwięcej dostało się pra- (do jedenastej potęgi) dziadkowi i pra- (do jedenastej potęgi) babce. Ludzie ci nie tylko mieli wciąż nowych prawnuków, lecz także wciąż nowe i nowe dzieci.
Dziś dom ich – to ogromny drapacz chmur. Jego szczyt ginie w obłokach, a podstawa wryta jest głęboko w ziemię. Wieczorem na wszystkich piętrach palą się żarówki. tylko na parterze, gdzie mieszkają starzy, jest ciemno i głucho. Przyczyna jest prosta: zakładają kamień węgielny pod następny wieżowiec.
Pewnego razu schwytano rozszalałych protoplastów i oddano pod sąd. „Zwiększali popyt ponad wszelką miarę” — brzmiało orzeczenie sądowe. Po wyroku poszli spokojnie do celi.
Mimo to bajeczka – jak zwykle – kończy się pogodnie.
Otóż żyli tam długo i szczęśliwie, i mieli dużo dzieci.
Lena